rolnicy tak się żyje u nas na wsi obsada
Anna Piwońska swoje gospodarstwo prowadzi w Dakowach Mokrych w Wielkopolsce. Gościem bywa u niej czasem przyjaciółka Ula. Panie poznały się studiując zootechnikę i weterynarię. W Dobrzyniówce w sielskim zakątku Podlasia mieszkają pani Jadwiga i pan Grzegorz Sawiccy. Mama i syn. W Drawnie w zachodniopomorskim karmienia jak co dzień
Aktualne żyto hybrydowe jest już w takim samym stopniu odporne na choroby, jak żyto populacyjne. Najnowsze dane COBORU i badania PDOiR dowodzą na przykład, że najsłabsza odmiana hybrydowa żyta plonuje o ok. 14% lepiej, a odmiany najlepsze nawet o 32% wyżej od wzorca. Odmiany hybrydowe wykazują do tego mniejszą ilość substancji
Do tej pory jeżdżę tam tak często, jak tylko mogę. Poza tym babcia nauczyła mnie doić krowy, więc nawet z takim zadaniem bym sobie poradziła. Jestem na takim etapie życia, że mogłabym mieszkać na wsi" - powiedziała Marcelina Zawadzka. Jak Ilona i Marcelina poradzą sobie w roli prowadzących "Farmę"?
Drawno w województwie zachodniopomorskim. Tomek i Kasia Buhajczykowie wybierają się na wspólną wyprawę kajakiem. Zbigniew i Jolanta Bagińscy z gminy Jedwabne na co dzień uprawiają pole, a także hodują krowy. Ich stado liczy kilkadziesiąt sztuk. Niebawem dołączą do nich kolejne.
Obejrzyj online najnowsze odcinki serialu Rolnicy. Tak się żyje u nas na wsi zupełnie za darmo. Takie czynności jak żniwa, dożynki, wykopki, zbiór owoców, zasiewy, dojenie krów, czy przygotowania gospodarstw do zimy wyznaczają naszym bohaterom rytm ich życia.
nonton 2 days 1 night season 4 2023 sub indo. W porównaniu z kolegami po fachu z innych części Polski, rolnicy z naszego regionu są dość młodzi - co czwarty jest przed czterdziestką. Co najczęściej się u nas uprawia? Jakie zwierzęta hoduje? Sprawdźcie dane dotyczące rolnictwa w problem - brak chętnych do przejmowania gospodarstw po rodzicach. Młodzi wyjeżdżają, szukają stabilnych posad. To jeden z wniosków ujętych w opracowaniu "Diagnoza sytuacji społeczno-gospodarczej rolnictwa, obszarów wiejskich i przetwórstwa województwa kujawsko-pomorskiego".Czytaj też: Gospodarze potrzebują pracowników. A oni gdzieś wyjechali i nie wracająPrzyjrzyjmy się osobom, które zostają na wykształcenia jest u nas niższy niż w innych częściach kraju. Najwięcej osób z wykształceniem wyższym, średnim i policealnym żyje w powiatach przyległych do większych miast (bydgoski, toruński, aleksandrowski, włocławski oraz powiat żniński). Najwięcej osób z wykształceniem zasadniczym zawodowym, gimnazjalnym i podstawowym mieszka głównie we wschodniej części województwa (powiaty lipnowski, rypiński, brodnicki, golubsko-dobrzyński) oraz w części północno-wschodniej (sępoleński). Nieco lepiej od wykształcenia ogólnego przedstawia się przygotowanie zawodowe rolników. Niższy niż przeciętnie w Polsce jest odsetek osób kierujących gospodarstwami, którzy nie posiadają wykształcenia rolniczego lub przygotowania zawodowego, choć sytuacja ulega pogorszeniu. Jak wynika z danych, prawie 24% osób kierujących kujawsko-pomorskimi gospodarstwami rodzinnymi jest przed czterdziestką (dla porównania, w Polsce mowa o 20%). "Gospodarujący w wieku od 40 do 64 lat stanowili w województwie ponad 70% gospodarzy (Polska 68%). Osób w bardziej zaawansowanym wieku, czyli 65 lat i więcej, było wśród kierujących gospodarstwami w województwie niespełna 6% a w Polsce niemal 12%", czytamy w opracowaniu Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w również: Deszcz potrzebny od zaraz! Jest szansa w weekend. Tydzień na polach i w sadach [zdjęcia]Produkcja zwierzęca w regionie? Pozmieniało się. Zmniejszyło się pogłowie świń, zwiększyło bydła, przy równoczesnym ubytku krów mlecznych. Najwięcej świń jest w powiatach: żnińskim, golubsko-dobrzyńskim, świeckim, rypińskim, brodnickim oraz wąbrzeskim. Tych powiatów dotyczy również najwyższa obsada w województwie dysponuje dość dużym zasobem gruntów rolnych, wśród których przeważają grunty orne. Trwałych użytków zielonych i sadów jest najczęściej uprawia się u nas pszenicę. Duży jest też obszar uprawy kukurydzy, zarówno na ziarno jak i na zieloną masę. Następnymi w kolejności uprawami są:pszenżyto jęczmień rzepak żyto, mieszanki zbożowe buraki cukrowe ziemniaki Region wyróżniają duże powierzchnie zasiewów roślin przemysłowych (buraki, rzepak) oraz warzyw gruntowych (cebula, pomidory, marchew, brokuły). Dodajmy, że w minionych latach obszar uprawy buraków cukrowych i warzyw gruntowych szybko wzrastał, a rzepaku ulegał dużym wahaniom - głównie przez straty powodowane powstało z inicjatywy ministra rolnictwa przy wsparciu wojewody z udziałem około 50 liderów firm i instytucji rolniczych z regionu, pod redakcją Kujawsko-Pomorskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego w Pomorska odcinek 59, premiera ofertyMateriały promocyjne partnera
- Tak naprawdę w Sejmie jest 50 posłów, którzy uczciwie pracują w różnych komisjach. Trudno zaistnieć uczciwą pracą, bo ona jest nudna i nikt jej nie widzi, nie docenia - mówi poseł PSL Stanisław właśnie 30 lat, odkąd jest Pan w to mówią Rosjanie - "I chwati't". (śmiech)Trudno uwierzyć. Rzeczywiście nie chce Pan już startować w wyborach?Mnie wyeliminował system. Jest parytet dla młodzieży, a jak pani widzi, młodzieżą nie jestem. Jest parytet dla kobiet, no, przykro się przyznać, ale kobietą też nie jestem. W związku z tym czekam na jakiś parytet dla ludzi kumatych, ale nie ma takiego parytetu. Wypadam z gry. Chyba nie zrobię sobie operacji, żeby być kobietą. Sugeruje Pan, że w Sejmie nie ma ludzi kumatych?Są, są. W tym układzie będą kumaci wśród młodzieży, wśród kobiet. Reszta poważnie?Po tylu latach, człowiek siłą rzeczy, czuje się trochę, nie, nie wypalony, ale znów od początku zaczynać to, co się zaczynało przez wiele, wiele kadencji? W gruncie rzeczy ta praca się niewiele zmienia, a ja się obawiam, że w moim mózgu zostały już tylko trzy komórki - od żółtego przycisku, zielonego przycisku i czerwonego. Reszta padła. (śmiech) Trzeba zająć się czymś innym, żeby też trochę mózg się z tych przycisków przez trzydzieści lat używał Pan najczęściej?Myślę, że pół na pół. Był okres, kiedy byłem w opozycji, więc byliśmy przeciw, jak byłem w koalicji, to byliśmy za; sześć lat byłem ministrem, no, to trudno, żebym głosował przeciwko pomysłom rządowym. Teraz jesteśmy od dwóch kadencji w koalicji, więc też popieram pomysły rządowe. A w układzie parlamentarnym osiemdziesiąt parę procent to projekty rządowe, a dwadzieścia - poselskie. Tak to funkcjonuje w parlamencie każdego demokratycznego kraju, więc nie ma w tym nic dziwnego. Przez te lata chyba widział Pan na Wiejskiej już wszystko?Niestety. (śmiech) O niektórych rzeczach mogę tak niestety, Pan zobaczył?Wie pani, ta polityka nie jest tak ponura, jak to widać niekiedy z okienka telewizora. Są i takie momenty czy chwile, kiedy jest wesoło. Do polityki trafiłem z tak zwanego parytetu. Komuniści mieli do perfekcji to opracowane, żeby w parlamencie była reprezentacja różnych zawodów, różnych środowisk. Miał więc być leśnik, po studiach, metr osiemdziesiąt wzrostu, siedemdziesiąt pięć kilo wagi. (śmiech) Byłem wtedy jedynym w Polsce, który odpowiadał tym kryteriom, więc nie było szansy, żeby mnie nie wybrali. Zostałem posłem ZSL. Wybrali mnie przewodniczącym komisji rolnictwa, leśnictwa i gospodarki żywnościowej. Pierwszym sekretarzem był Wojciech Jaruzelski. Miał zwyczaj zwoływać w KC spotkania na temat wspólnej polityki rolnej. Lubił też czymś otoczenie zaskoczyć. No i na takim spotkaniu wyciągnął jakieś dane statystyczne, z których wynikało, że świnia do 100 kilo na Zachodzie Europy żyje pół roku. U nas żyje rok. Powiedział: "Towarzysze, trzeba działać, dlaczego ta świnia u nas tak długo żyje?". A był na tym spotkaniu sekretarz, nazywał się Michałek, duży zgrywus, który wstał i powiada: "Towarzyszu sekretarzu, w tym ustroju sprawiedliwości społecznej każdy chce żyć jak najdłużej". Ze śmiechu pospadaliśmy ze stołków, a Jaruzelski nawet się nie uśmiechnął. Nakazał pięć minut przerwy. Po tym czasie wrócił sekretarz Michałek, zbity jak pies, że trudno było z nim rozmawiać. Jak wspomina Pan posłowanie w komunistycznym parlamencie, który przecież był parodią demokracji?Nikt z nas wówczas nie podejrzewał, że to się szybko skończy. Były marzenia, ale system wydawał się taki, że to on nas przeżyje, a nie my jego. Jakoś trzeba było żyć. Nie wstąpiłem do PZPR, choć mocno mnie namawiali. Po studiach zostałem zastępcą nadleśniczego, a w sąsiednim nadleśnictwie nagle zmarł nadleśniczy. Skierowano mnie tam do pracy. Po paru miesiącach wezwał mnie szef i mówi: "Chłopie, albo wstąpisz do partii, albo nie mogę cię awansować. Wstąp do partii, zostaniesz nadleśniczym, to ci przynajmniej pobory podniosę, bo dojeżdżasz 60 km trabantem do roboty i się zatyrasz". Nie rozważałem nawet tego, aby wstąpić do PZPR. W Mławie zacząłem szukać innej partii i znalazłem ZSL. Wszedłem, przedstawiłem się, poprosiłem o statut, program. Dali mi, przeczytałem, nie było tam nic takiego, co by mnie zniechęciło, więc wstąpiłem. Poinformowałem swojego szefa, że jestem już w partii, nie mówiąc w jakiej. No to zarządził egzekutywę, czy też prezerwatywę, tak jakoś podobnie się to nazywało (śmiech) i zaczęli mnie tytułować towarzyszem. Wtedy powiedziałem, że żeby nie było niedomówień, jestem w ZSL. Sekretarz rolny oburzył się na mnie: "Panie, coś pan zrobił? Partyjny jest dobry, bo już jest w partii, bezpartyjny jest dobry, bo może być w partii, a ZSL? Cholera wie, co to jest!". Wpadłem wtedy na pewien pomysł i odpowiedziałem tak: "Panowie, jestem młodym człowiekiem, moim marzeniem jest zostać ministrem leśnictwa. A lasy są pod kluczem ZSL". Zdurnieli, ale mówią: "To życzymy sukcesów". I po paru latach zrobili mnie ministrem, o czym przecież w ogóle nie uważać, jakie słowa się wypowiada...Ano tak, słowo raz wypowiedziane, nie wiadomo kiedy się ziści. Dziś staram się już nie mówić takich słów, żeby przypadkiem się nie ziściły. Ale później trzeba było być konsekwentnym. Tak się złożyło, że w tych różnych układach trzeba było jakieś potyczki toczyć, to wysyłano takiego "pistoleta" i tak zostałem radnym wojewódzkim, potem przewodniczącym wojewódzkiej rady narodowej, z tego pułapu wybrano mnie na w czasach PRL a poseł dziś?To są nieporównywalne rzeczy. Wtedy poseł coś znaczył?Podam taki przykład: jak tylko zostałem posłem, miesiąc później władza wpadła na pomysł, żeby połączyć lasy z rolnictwem. I był taki krótki okres, kiedy to połączono. Ale wszyscy leśnicy dzwonili do mnie, jako swojego przedstawiciela w parlamencie: "Rób coś, nie dopuść do tego!". Wtedy cały sprzęt dzielony był centralnie. Leśnicy bali się, że w konkurencji z rolnikami przegrają, rolnicy wezmą wszystko, leśnikom zostaną ochłapy. Rolnictwo było wtedy oczkiem w głowie władz. Lasy nie były. Pamiętam, jest posiedzenie plenarne, jest napisany scenariusz, co marszałek Malinowski może powiedzieć i nikt się nie wychyla. Marszałek mówi: "Kto za - wszyscy, kto przeciw - nie widzę". Zacząłem krzyczeć, że ja jestem przeciw takiemu pomysłowi. Konsternacja - nikt nie wiedział, co zrobić z takim jednym, który jest przeciw. Poprosili mnie na trybunę, żebym powiedział, dlaczego jestem przeciw. Poprosiłem, aby ktoś wytłumaczył, dlaczego to jest dobry pomysł, by łączyć rolnictwo z leśnictwem. Wysłali wicepremiera Józefa Kozioła, który potraktował mnie jak natarczywą muchę, tłumacząc: "No, połączyliśmy ze sobą spokrewnione dwa resorty dla oszczędności kosztów w państwie", i sobie poszedł. Pytają mnie, czy mi to wystarczy. Odpowiadam: "Jeżeli mają to być spokrewnione resorty, to połączcie rolnictwo z obroną narodową, bo żeby żołnierz walczył, to musi jeść, a żywność produkuje rolnik". Oczywiście przegrałem to głosowanie. Ale wtedy też zacząłem widzieć, jak ten system może poseł w tamtych czasach mógł załatwić wyborcom więcej?Tam, gdzie były bardzo mocne napięcia, to wysyłali posła, by coś poluzował, coś popuścił, dostawał jakieś możliwości od władz: "Co prawda nie dostaniecie podwyżek, ale zbudujemy wam drogę". I czasami szukało się takich kompromisów, bo przecież w tym czasie to wszystko, cały system, już się walił i każdy rozsądny czuł, do czego to zmierza. Ale nie wiedzieliśmy, czy nie będzie u nas jak w Czechosłowacji, czy nie wejdzie obca armia i nie weźmie wszystkich za dziób. To nie był łatwy czas na podgrzewanie nastrojów, bo nikt nie wiedział, ile krwi się z kadencji Sejmu uważa Pan za najspokojniejszą?Po zmianie systemu, w tej tak zwanej X kadencji przyszli ludzie, którzy nie mieli zielonego pojęcia, po co tu się, że w moim mózgu zostały już tylko trzy komórki: od żółtego przycisku, zielonego i czerwonego1989 rok. Krótka kadencja, dwuletnia. Przyszli pełni entuzjazmu, ale zdawali sobie sprawę ze swoich braków. I tu, w hotelu poselskim, we wszystkich pokojach światło świeciło się do 2 w nocy, bo oni jeszcze nie wiedzieli, że poseł dostaje dziennie dwa kilogramy papierów, a jest w stanie przeczytać 10 deko. Oni chcieli przeczytać te dwa kilo. Czytali więc wszystko, te materiały często były sprzeczne ze sobą, ale oni mieli taki pęd, aby wszystko zrozumieć, zrozumieć, jak funkcjonuje państwo. To była krótka kadencja, ale bardzo pracowita. Wtedy trudno było znaleźć obiboków, każdy chciał coś wiedzieć o nowym państwie, jak temu państwu pomóc. Mieli piękny za to opowiada się o Sejmie lat 1993-1997, kiedy to w hotelu poselskim mieszkała setka posłów PSL, wieczorami grały ludowe kapele, a nocami panie z towarzystwa wypadały przez balkon. Wtedy wyprowadziłem się z hotelu poselskiego, bo nie wytrzymywałem tego. (śmiech) Ludzie się wyrwali z domów - tak to odbierałem. Dom poselski traktowano jako internat. Dochodziło do głupich sytuacji. Raz przyjechało dwóch posłów-rolników, którym ktoś powiedział, że poseł ma wszystko za darmo. Poseł-rolnik wsiadł więc do autobusu - przyjechał za darmo. Tramwajem przejechał za darmo. Pokój w hotelu dostał za darmo. Kiedy więc poszli do restauracji, to też liczyli, że wszystko jest za darmo i sobie nie żałowali. Kelner przyniósł rachunek, pokazali legitymacje: "Zjeżdżaj chłopie, my tu posłowie". Zrobiła się awantura. Siedziałem przy sąsiednim stoliku, musiałem ich wykupić. (śmiech)Piłsudski mawiał: "W głowie im fotele, serdele, burdele". Pasuje i do dzisiejszego Sejmu?Dziś to już jest jednak inna w Sejmie jest nudno?Jak ktoś ma pracę, to nie ma czasu na nudę. Ale czasem bywa tak, że poseł jest w dwóch komisjach, a bywały i takie okresy, że w trzech, a te trzy komisje mają obrady w tym samym czasie, no, to ma czyste usprawiedliwienie. Idzie do jednej komisji, podpisuje, że jest na drugiej, idzie do drugiej, mówi, że jest na trzeciej , albo pierwszej i wtedy ma wolne. (śmiech) I niczym się nie zajmuje, bo po co się szarpać. Wtedy być może trochę się nudzi. Ale normalnie to tu jest harówa i doba jest za jeśli już poseł się nudzi, to co robi?Jedni grają w brydża, drudzy piją gorzałę? Nie wiem. Wyprowadziłem się, nie wytrzymałem. Raz jeden poseł, na szczęście nie z mojego klubu, pijany kompletnie, padł w przedpokoju hotelu poselskiego. Podnoszę go, a on mi wciska kluczyki od samochodu i mówi: "Stary, pomóż mi otworzyć te drzwi, bo nie mogę". I usnął. Budzę go i mówię: "To nie ten kluczyk", a on na to: "Co nie ten kluczyk? Przed chwilą jechałem". (śmiech)Czy zmienił się w Panu, przez te lata sposób patrzenia na politykę? Czym ona była, gdy Pan zaczynał, czym jest dzisiaj?Polityka to pochodna różnego rodzaju interesów i młody poseł nie ma tak wyartykułowanych interesów jak poseł doświadczony. Często ci młodzi dostają wręcz ataków histerii, bo wydaje im się, że coś mogą, natomiast jest się tylko trybikiem w machinie i ta machina albo będzie funkcjonowała jako całość, albo się rozsypie. Wobec tego dziś mniej emocjonalnie podchodzę do tego wszystkiego, do czego podchodziłem w młodości, kiedy wydawało się, że człowiek złapał byka za rogi i wiele może zrobić. A potem okazywało się, że można było się poobijać o różne problemy, których nie dało się załatwić. Zresztą my żyjemy w takim kraju, w którym każdy sukces za komuny kładł nas na łopatki, a każda klęska stawiała na nogi. Chyba w genach to mamy, że wystrzegamy się sukcesu, nawet jeśli ktoś go osiągnie, to się nie przyzna za pioruna. Będzie kombinował. Kiedy spotykam się z kolegami, mówię: "O, jak wspaniale wyglądasz, co u ciebie?". I słyszę: "Ech stary, ale żebyś ty wiedział, co we mnie siedzi, jakie choroby...", i zaczyna te choroby wymieniać. No, taki mamy charakter, narzekamy na wszystko. Ale mam wielu przyjaciół wśród polityków w Europie i oni są pełni podziwu dla osiągnięć Polaków, a najmniej tego zadowolenia jest wśród nas. A przecież kiedy wracało się samolotem za komuny z Niemiec, to człowiek, widząc szare dachy, słomiane dachy, ponure wszystko, od razu wiedział, że jesteśmy w Polsce. Dziś jesteśmy normalnym, europejskim krajem, choć jeszcze wciąż na dorobku, jeszcze w wielu dziedzinach biedniejszym. Kiedy wchodziliśmy do Unii, zdawałem sobie sprawę, że poziom życia po obu stronach granicy czy strefy jest tak wielki, że jak wyjedzie z Polski 5-6 milionów Polaków, bo granice będą otwarte, to będzie dramat dla funduszy emerytalnych, zdrowotnych. Okazało się, że ta skala wyjazdów nie była taka, jak to można było wtedy przewidywać. Z tym że wtedy PKB Polski do Włoch był jak 1:8. Dziś mimo kryzysu jest 1:4. Jeszcze nasze rodziny są cztery razy biedniejsze jak włoskie, ale w ciągu krótkiego czasu zrobiliśmy naprawdę postęp. Ale jak w to uwierzyć? Stefan Żeromski pisał, że Polakom potrzebne są wielkie idee, by robili wielkie rzeczy. Kolejne rządy nie potrafią tych idei znaleźć, żeby para narodu szła w koła, a nie w gwizdek. A często idzie w się, że młodzi posłowie korzystają z rad takich starych wyg jak Pan?Tak naprawdę w Sejmie jest 50 posłów, którzy uczciwie pracują w różnych komisjach. Bo to nie tylko chodzi o siedzenie na sali obrad. Młodzi posłowie, którzy dostają się z siódmego czy ósmego miejsca na liście, obserwują notowania swojej partii. Jeśli notowania się nie zmieniają, to on zdaje sobie sprawę, że w następnej kadencji nadal będzie posłem. Jeżeli zaś sondaże spadają, to taki poseł czuje się nerwowo. I wtedy musi jakoś zaistnieć. Trudno zaistnieć uczciwą pracą, bo ona jest nudna i nikt jej nie widzi, nie docenia. No, to mamy takie fajerwerki: poseł gdzieś skoczy, coś walnie, pójdzie do dziennikarzy, pokrzyczy z trybuny sejmowej. Tak to wygląda. Często im doradzam, jak mają rozplanować to polityczne życie, ustalić: w tym kwartale zrobisz to, w następnym tamto, w jednym roku to, w następnym drugie. I trzeba być konsekwentnym. Bo jeśli będziesz tylko żył od fajerwerku do fajerwerku, to wyjdziesz na oszołoma w opinii publicznej i nikt cię nie będzie Pana?Różnie. (śmiech) Z trybuny słychać, jaki jad leją, jak ostre, czasem chamskie są wypowiedzi, a za chwilę jedna i druga strona idzie razem na wódkę. I nie ma żadnego problemu, bo Sejm to taki teatr, który odgrywają. Czy ten teatr to jest rzeczywistość parlamentu, czy gra tylko? Uważam, że w dużej części to jest gra, bo posłowie z różnych partii, klubów - jesteśmy ze sobą zaprzyjaźnieni. Ale taki jest rynek, takie jest zapotrzebowanie, stąd do telewizji idą dwa przeciwstawne charaktery, skaczą sobie do oczu, bo ludzie oglądają tych, co się kłócą, a nie tych, co się nie politycy, którym udaje się dostać do parlamentu, potem z niego wypadają, jedni wracają, po innych słuch zaginął. Pan trwał nieustannie i ciągle od 1985 roku. Dzięki metodzie: niewiele obiecywać, nie mieć wysokiego wyniku wyborczego, nie podgrzewać nastrojów. Niespecjalnie się wychylać?Jeśli lider z listy za bardzo wysforuje przed innych, to tym innym opadają ręce i przestają pracować. W sytuacji PSL, żeby lista zdobyła mandat, to wszyscy musieli zdobyć przynajmniej tysiąc głosów. Trzeba to było osiągnąć różnymi kruczkami. Nie mogłem więc wychodzić przed szereg, bo mogło być tak, że zdobyłbym nie osiem tysięcy, dwanaście czy piętnaście tysięcy głosów, ale żeby wygrać tę listę, trzeba mieć dwadzieścia tysięcy głosów. Zatem, gdyby ta reszta opuściła ręce, to mimo dobrego wyniku nic by z tego nie było. Wielu polityków dało się na to nabrać. Starałem się więc, aby to były działania współmierne dla wszystkich. Druga rzecz to taka, że szanowałem swoich wyborców. Nigdy nie chciałem obiecywać gruszek na wierzbie, rzeczy, których nie mogłem spełnić, bo Polska to państwo na dorobku. Mieliśmy sporo sukcesów, mieliśmy też sporo wpadek i trzeba mówić ludziom realnie, co można, czego nie można. Nigdy człowiek zbyt pragmatyczny nie zdobywa wielkiego poklasku. A wielu działa w sposób emocjonalny - przed wyborami chcą sobie pożyć marzeniami, te marzenia dają kandydaci, każdy z nich obiecuje to i tamto. Z tym że kiedy później dochodziło do rozliczenia, to ci wszyscy, którzy nawet w krótkim okresie czasu zdobyli dobry wynik, pryskali potem jak bańki mydlane w zetknięciu z brutalną rzeczywistością. A ja miałem na tyle doświadczenia, że wiedziałem, co realnie mogę, a czego nie. Zwykle obiecywałem mniej, niż mogłem spełnić. Kiedy więc dochodziło do rozliczeń, co jest naturalne przed każdymi wyborami, to nigdy nie miałem sytuacji, abym usłyszał: "Panie, to pan obiecał i tego nie spełnił". Nie warto więc walczyć o zawrotny wynik, bo mogłoby to oznaczać, że przegrałaby cała lista. Jest w tym wszystkim polityczna sondaże spadają, to poseł czuje się nerwowo. I wtedy musi zaistnieć. Gdzieś skoczy, coś walnie, pokrzyczy Do europarlamentu nie udało się Panu dostać. Nie żałuje Pan?Często jest tak, że żeby ktoś wszedł, ktoś inny musi startować. A ordynacja jest tak sknocona, że pewne rzeczy wiadomo z góry. Jeżeli na Mazowszu mieszka pięć milionów ludzi, a na Warmii i Mazurach milion siedemset z Podlasiem włącznie, no to żeby zdobyć mandat do europarlamentu, liczy się nie procent zdobytych głosów, ale bezwzględna liczba głosów. Z okręgu pięciomilionowego dużo łatwiej zdobyć mandat niż z okręgu, który ma milion siedemset mieszkańców. A jeszcze na Warmii i Mazurach zwykle frekwencja jest najniższa w kraju, tak że startując, z góry wiedziałem, że szanse są niewielkie. Tak jest ordynacja sknocona. Duże partie mają szansę wprowadzić swojego parlamentarzystę, małe - nie mają żadnej że nie chce Pan już kandydować do nowego Sejmu, oznacza, że nie wierzy pan, że PSL w ogóle tam się znajdzie?Nie, to nie to. Właśnie przez to, że wierzę, że inni się wezmą do roboty. Od wielu lat byłem liderem list, jestem w okręgu ośmiomandatowym, gdzie PSL ma, jak się dobrze postara, jeden mandat. I teraz ci wszyscy koledzy, którzy startowali razem ze mną, zdają sobie sprawę, że jeśli ja będę liderem listy, to ja ten mandat zdobędę. W związku z tym chcę im dać szansę. Kiedy się puszcza szczupaka do rzeki, to po to żeby te wszystkie ryby nie zgnuśniały, więc chodzi o to, aby i oni nie zgnuśnieli, tylko wzięli się za robotę, a nie patrzyli na lidera, na to, co lider zrobi, bo tylko lider wygrywa. A to jest niezdrowe. Można spróbować wprowadzić dwóch posłów do Sejmu, ale w ośmiomandatowym okręgu trzeba by mieć ok. 25 proc. poparcia, a takiego poparcia nie Pan sobie swoje życie poza poza Wiejską?Z wykształcenia, ale też z zamiłowania, jestem leśnikiem. Mój ojciec był leśnikiem, dziadek był ciągnie Pana do lasu?Chyba dlatego tak długo jestem w polityce, bo znam prawa dżungli. Bo to jest dżungla. (śmiech) Natomiast bardzo dobrze się czuję w otoczeniu przyrody, lasu. Mam mieszkanie w lesie na Warmii i się Pan na urodziłem się w lesie, więc z lasem jestem związany genetycznie, od zawsze. To też jest jedna z cech leśników, że zostaje ciągle sam. Pewne decyzje musi podejmować sam. Zatem samotności się nie boję, bo całe życie byłem sam. ***Stanisław Żelichowski, ur. 9 kwietnia 1944 r. w Księżostanach, z wykształcenia inżynier leśnik, poseł na Sejm PRL i RP (IX, I, II, III, IV, V, VI i VII kadencji). Był ministrem środowiska w kilku rządach, wiceprzewodniczącym Rady Naczelnej Polskiego Stronnictwa Ludowego. W 2014 r. tygodnik "Polityka" na podstawie rankingu przeprowadzonego wśród polskich dziennikarzy parlamentarnych wymienił go wśród 10 najlepszych posłów tego roku
Wiosną widzowie Polsat Play będą mogli oglądać premierowe odcinki programów i seriali dokumentalnych bijących rekordy popularności „Chłopaki do wzięcia”, „Łowca pedofilów”, „Drwale i inne opowieści Bieszczadu” czy „Rolnicy- tak się żyje u nas na wsi”. Dodatkowo stacja wyemituje serial dokumentalny skupiający się na codziennym życiu młodych Polaków „Generacja Z”. Wiosenna ramówka Polsat Play startuje 4 kwietnia. NOWOŚĆ: GENERACJA Z Serial dokumentalny pokazujący współczesną młodzież. Bohaterowie pochodzą z różnych środowisk, mają różne zainteresowania i poglądy na życie. Barwni, wrażliwi, pełni pasji, determinacji i marzeń. Są przedstawicielami generacji Z- pierwszego pokolenia, które wyrosło w pełni scyfryzowanym społeczeństwie. Jak spędzają wolny czas, jak się bawią, jak odbierają otaczający ich świat? Fascynujący świat młodych ludzi, dla których nie ma rzeczy niemożliwych, którzy mają odwagę, aby głośno mówić co czują, aby sięgać po swoje marzenia. Premiera: piątek KONTYNUACJE: Chłopaki do wzięcia Młodzi mieszkańcy miast, miasteczek i wiosek mają poważny problem – brak dziewczyn, z którymi można się spotykać i ostatecznie założyć rodziny. Obserwujemy ich codzienne zmagania oraz wzloty i upadki w ich jakże skomplikowanym życiu uczuciowym. Premiera: niedziela 21:00 (dwa odcinki) Polacy za granicą W programie poznamy losy wielu naszych rodaków, którzy postanowili szukać szczęścia w rożnych częściach globu. Poznamy ich pasje, ulubione miejsca, jedzenie oraz dowiemy się co robić i czego nie robić jeśli jesteś Polakiem za Granicą. W tym sezonie odwiedzimy Polaków na stałe mieszkających w Ekwadorze, w Hadze, na Panamie czy w Honolulu na Hawajach. Premiera: sobota 22:00 Drwale i inne opowieści Bieszczadu Twarde życie na peryferiach cywilizacji niesie ze sobą wiele niespodzianek i wyzwań. Kim są ludzie, którzy zrezygnowali z luksusów miejskiego życia? Czego szukają w dziczy i z czym zmagają się na co dzień? Premiera: niedziela 22:00 Łowca pedofilów Bezkompromisowi łowcy pedofilów przemierzają Polskę tropiąc przestępców seksualnych i organizują wspólnie z policją zasadzki. Emocjonujący program, który jest odpowiedzą na bolesny i bardzo aktualny problem społeczny. Premiera: niedziela 22:30 Kloszard story Dzięki programowi możemy poznać prawdziwe życie ludzi, którzy żyją wśród nas, a z reguły są dla nas zupełnie niewidoczni, oraz ich codzienne problemy, które większości nas nie dotyczą. Premiera: piątek 22:30 Górale Niezwykły świat współczesnych polskich górali. Z gór czerpią odwagę, siłę, zręczność oraz zamiłowanie do wolności. Wiedzą, że nic nie muszą, nigdzie się nie spieszą – akceptują, co daje im los, żyją w symbiozie z naturą, górami oraz porami roku. Premiera: czwartek 22:00 Budowlańcy W programie pojawiają się zarówno profesjonalne jak i mniej profesjonalne ekipy budowlane. Serial pokazuje pracę przy wznoszeniu i remontowaniu budynków… bez cenzury. Dzięki niemu dowiemy się z jak budowlańcy dbają o jakość? Których klientów szanują, a o których wyrażają się w niewybredny sposób? Kto i ile płaci za wykonane prace? Oraz ile naprawdę zarabiają budowlańcy? Premiera: sobota 21:30 Rolnicy – tak się żyje u nas na wsi Zawód, którego godziny pracy dyktuje przyroda. Rolnik nie może po prostu wziąć wolnego, a w gospodarstwie zawsze jest coś do zrobienia. Seria pokazuje jak wygląda praca w jednym z najtrudniejszych zawodów świata. Premiera: czwartek 22:30 (2 odcinki) Więzienie Serial opisuje życie za murami zakładu karnego. Współegzystują tam dwie bardzo różne od siebie grupy- skazani i służba więzienna. Jak wygląda życie za kratami? Czy da się tam żyć? Kamera pokaże wszystkie zakamarki zakładu karnego- od celi, po kuchnię, szpital, spacerniak, świetlice terapeutyczne, gabinety psychologów. Będziemy śledzić losy więźniów i ciężką pracę służby więziennej, jaką muszą włożyć w ich resocjalizację. Premiera: środa 22:00 Kołowrotek Program stworzony nie tylko dla pasjonatów wędkarstwa i dzikiej przyrody. Zostaniemy wprowadzeni w arkana rzemiosła przez doświadczonego wędkarza i doktora ichtiologii Adama Tańskiego, który podzieli się swoją wiedzą tajemną na temat ryb i ich naturalnego środowiska. Premiera: niedziela 9:00 Polski lombard Walusia To największy w Polsce lombard, w którym można sprzedać lub zastawić wszystko. Tym biznesem zarządza rodzina Walczaków z Siemianowic Śląskich: Ewa- matka Walusia, Patryk- syn Walusia, Stella- żona Walusia oraz Waluś, czyli Grzegorz Walczak. Waluś w tej branży działa już od 15 lat i wie o niej wszystko. Czy klienci lombardu zaskoczą go swoimi ofertami? Premiera: poniedziałek 22:30 Nie mów do mnie śmieciarzu Perypetie pracowników służb oczyszczania miasta z różnych stron Polski, którzy od świtu zmagają się z tonami naszych odpadów. Nie lubią być nazywani śmieciarzami ponieważ to nie oni śmiecą. Czyściciele, bo to prawidłowa nazwa ich zawodu, nie traktują swojego zajęcia jedynie jako obowiązku. Zaskakują nie tylko podejściem do czystości, ale i spojrzeniem na wiele aspektów życia. Premiera: piątek 21:00
Gienek i Andrzej to bohaterowie programu "Rolnicy. Podlasie". Ojciec i syn ze wsi Plutycze (pow. bielski) dzięki programowi zdobyli sympatię widzów i popularność. Gospodarstwo zaczęli tłumnie odwiedzać fani programu. Do lokalnego portalu napisała pani Paulina, córka Gienka. W liście kobieta zwraca uwagę na ciemną stronę popularności, która powstała wokół jej ojca. Czytaj też: Dramat! Małżeństwo z Białegostoku straciło OSZCZĘDNOŚCI całego życia. Ogromne pieniądze! "Witam serdecznie wszystkich miłośników serialu dokumentalnego „Rolnicy. Podlasie.” Do tej pory nie wypowiadałam się publicznie, w internecie na temat serii, ale ostatnie sytuacje, które spotkały mojego ojca Eugeniusza i brata Andrzeja zmusiły mnie do zwrócenia uwagi na zachowanie niektórych osób odwiedzających ich gospodarstwo, a zwłaszcza dom. Każdego dnia przyjeżdżają do nich ludzie chcący odwiedzić gospodarstwo, jednak nie zastanawiają się oni, jakie to niesie skutki dla rodziny i sąsiadów. Oczywiście, nie mam na myśli wszystkich gości - chodzi mi dokładnie o tych, którzy przywożą ze sobą alkohol i chcą spożywać go z moim Ojcem. Tata nie powie im, że źle się czuje, więc ci bezwzględnie wykorzystują jego brak asertywności. Brat Andrzej nie pije, ale nie wyprosi ich, a ojciec ma już 65 lat - jest już w wieku emerytalnym i trzeba szanować jego zdrowie. Dlatego gorąco apeluję do tych osób - jeżeli chcecie odwiedzić gospodarstwo Gienia i Andrzeja, to nikt wam nie zabrania, ale proszę - nie przywoźcie ze sobą alkoholu. Zamiast niego mile widziany będzie za to suchy chleb dla zwierząt gospodarskich, czy też karma dla kotów i psów. Pozdrawiam - Paulina" Sprawę skomentował też twórca serialu Marek Jagielski. - Kiedy zaczynałem kręcić serial „Rolnicy. Podlasie.", chciałem pokazać różnych gospodarzy - rolników posiadających duże i małe gospodarstwa. Widzowie bardzo polubili Gienia z Plutycz i wcale mnie to nie dziwi. Ja też bardzo go polubiłem. Gienio jest wspaniałym, gościnnym, mądrym, człowiekiem, który od zawsze żył na swoich zasadach. Właśnie za tę wyjątkowość i samodzielność go lubię. Dlatego chciałbym poprosić o coś widzów - jeśli i wy lubicie i szanujecie Gienia, uszanujcie jego prywatność. Nie przyjeżdżajcie do niego z alkoholem. Jeśli naprawdę lubicie Gienia, traktujcie go z szacunkiem. Co się z nim stanie, jeśli codziennie będzie przyjeżdżać do niego kilkadziesiąt osób, żeby się z nim napić? Całym sercem podpisuje się pod apelem córki Gienia, Paulinki. Pamiętajcie, że Gieniu chociaż jest wyjątkowy, ma zdrowie i rodzinę jak każdy z nas - powiedział Marek Jagielski. "Rolnicy. Podlasie" to oryginalna produkcja Telewizji FOKUS TV. Program był emitowany od listopada 2019 roku na kanale Fokus TV oraz w internecie. Do tej pory powstało 11 odcinków. - Tłem opowieści jest wielobarwne Podlasie, region krzyżujących się kultur, mieszania się prawosławia i katolicyzmu, ale przede wszystkim kraina wspaniałych ludzi, kochających ziemię, kultywujących spuściznę po rodzicach, a nawet dziadkach - czytamy na oficjalnej stronie programu. Zobacz WIDEO: "Jezu!", "Uczta dla oczu", "Chylę czoła". Polonez II LO w Białymstoku HITEM internetu!
Gienek Onopiuk ze wsi Plutycze (pow. bielski) jest obecnie jednym z najpopularniejszych rolników w Polsce! Mężczyźnie sławę zapewnił występ w programie "Rolnicy. Podlasie". W produkcji występuje z synem Andrzejem. Kim jest? Jak wyglądała jego przeszłość? Eugeniusz Onopiuk ma 65 lat. Gospodarstwo odziedziczył po dziadku. Tuż po skończeniu podstawówki mężczyzna zaczął mu pomagać -uprawiał ziemię i opiekował się zwierzętami. W 1972 roku wyszedł z wojska. Służył aż pod Ukrainą. Wrócił na rolę, "na chatę gotową" i tak już pozostał. Praca w gospodarstwie stała się całym jego życiem. W codziennych obowiązkach bardzo pomaga mu najstarszy syn Andrzej. Oprócz niego bohater programu "Rolnicy. Podlasie" ma jeszcze dwoje dzieci - syna Jarka i córkę. W jednym z wywiadów przyznał, że lata temu jego druga jego córka zmarła. Mężczyzna samotnie wychowywał pociechy, gdyż jego żona odeszła 20 lat temu do "przyjaciela". Gienek doczekał się wnuków. Gospodarstwo Gienka z "Rolnicy. Podlasie" Genek hoduje 40 sztuk bydła, 5 koni, a także kurki, kaczki, gęsi, indyki. Jego dumą są niebieskie krowy, których ma aż 10. - Sprowadziłem je z Litwy – dwa małe cielaczki – byczka i jałoszkę. I rozchodowałem. Były strasznie drogie. Rosną bardzo duże. Są dobre jeżeli chodzi o mięso i o mleko. Są bardzo dobre! I duże, co widać. Nikt nie ma takich krów w Polce. Do mnie przyjeżdżają i z Zielonej Góry i z Jeleniej Góry i pytają skąd ja je mam - opowiadał Genek w rozmowie z "Gazetą Współczesną". Mężczyzna ma 50 hektarów ziemi. Słynny rolnik co miesiąc dostaje 1000 złotych emerytury. Obecnie na antenie Fokus TV emitowany jest drugi sezon "Rolników". Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj
rolnicy tak się żyje u nas na wsi obsada